poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Noc żywych trupów 3D


 "Zupełnie nowy wymiar klasyki horroru" - te słowa możemy ujrzeć na okładce "Nocy żywych trupów 3D". Fakt, jest to nowa wersja, ale nie spodziewałem się niczego odkrywczego. Jest to po prostu remake filmu G. Romero. Fabuła jest banalna: grupka zamkniętych w domu ludzi, musi obronić się przed hordą bestii. Również sam tytuł z dopiskiem "3D" źle mi się kojarzy... ogólnie wszystkie filmy, gdzie w tytule jest "3D", odbieram jako tanią zagrywkę marketingową (niestety skuteczną). Wyobraźmy sobie tytuł: "Skazani na Shawshank 3D" - brzmi nieco dziwnie.
 Sam trójwymiar w "Nocy żywych trupów" jest wręcz niezauważalny - kilka scen, gdzie widzimy ten efekt... mało. Przede wszystkim scena ukazana na okładce. A jak wypadają aktorzy? Beznadziejnie! Niektórzy z nich grali epizody w takich filmach, jak: "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" czy "Frost/Nixon". W tym "koszmarku 3D", wszyscy grają wyjątkowo równo, czyli - bardzo źle. Zachowania i kwestie są tak nienaturalne, że raczej nie było dubli ;) Z tego grona na pewno należy wyróżnić Sid'a Haig'a, który gra Gerald'a Tovar'a. Jako jedyny, traktuje to całe przedsięwzięcie profesjonalnie i stara się, przekazać naturalność w filmie. Jego gra nie powoduje żadnych negatywnych odruchów (nie dziwię się, że akurat on jest pokazany jako główna postać na okładce). Zombie w filmie to również porażka. Może i charakteryzacja wykonana jest poprawnie, ale stwory są tutaj niesamowicie leniwe. Ucieczka przed tymi istotami, nikomu nie sprawiłaby problemów.
 Właściwie, to nie wiem, co można pozytywnego znaleźć w tym filmie... może to, że wszystko w miarę, trzyma się tu kupy i jest w miarę logiczne (wydarzenia). Bo napewno nie hucznie reklamowane "3D" (wykonane w starej technologii), nie gra aktorska (której brak), czy ciekawa historia (już to widzieliśmy).
 Na koniec przedstawię komentarz jednego z widzów... sądzę, że idealnie podsumowuje ten film: "Ten film w wersji trójwymiarowej to jak kupa owinięta w złoty papierek. Niskobudżetowy horror klasy "C". Fabuła na poziomie amatorskich dreszczowców z lat 60-tych ubiegłego wieku. Aktorstwo niczym na filmikach ściąganych z Youtube'a. Dekoracje wyciągnięte z lamusa jakiegoś tandetnego teatru. Dialogi na poziomie pornoli. Reżyseria w stylu Uwe Bolla. Ogólnie rzecz biorąc straszna kiszka."

★★★★

1 komentarz: