czwartek, 21 marca 2013

Thale



 Przeglądając trailery niskobudżetowych horrorów czasami  znajdę coś, co bardziej mnie zainteresuje. Tak było w przypadku „Thale”. Obiecujący norweski horror z nawiązaniem do legend1 od razu przykuł moją uwagę. Po seansie na pewno nie mamy wrażenia, że oglądaliśmy dzieło, ale dobre rzemiosło, które stworzył praktycznie jeden człowiek.
 A jest nim Aleksander Nordaas – początkujący reżyser, który prócz reżyserii zajął się w „Thale” również: scenariuszem, zdjęciami, montażem, jest zastępcą producenta i dekoratorem wnętrz (scenografia)! Nie wiem kto jest autorem okładki do filmu, ale również tu można zauważyć „dobrą robotę”. Kogo nie zainteresuje trailer, na pewno spodoba mu się poster.
 Fabuła nie rzuca na kolana, ale nie jest również specjalnie na siłę naciągana. Brakło pomysłu, żeby lepiej poprowadzić historię. Świetne zdjęcia i klimatyczna muzyka mieszają się z tandetnymi efektami specjalnymi, psując ogólne wrażenie. Powinniśmy przed seansem nastawić się na oglądanie baśni, a nie horroru – frustracja będzie nieco mniejsza. Zderzenie rzeczywistości z legendą – tak w skrócie można by określić treść tego filmu. 
 Jeśli jednak zapomnicie o kiepskiej animacji komputerowej ujrzycie piękny świat wykreowany przez jednego człowieka. A w nim, tajemniczą historię pewnej huldry2 o imieniu Thale.



1Skandynawska mitologia znana jest jako dość mroczna. Pełno w niej istot, które, delikatnie mówiąc, nie są przyjazne człowiekowi.

2Huldra (norw. hulder) - postać z norweskich wierzeń ludowych, żeński odpowiednik trolla.

Huldry - w przeciwieństwie do trolli - były pięknymi dziewczętami i na pozór niczym nie różniły się od zwykłych ludzi. Jedynym, co szpeciło huldrę, był krowi ogon wystający spod spódnicy. Jeśli młodzieniec, uwiedziony przez nią nie zauważył tego "dodatku", przepadał z kretesem. Czasami jednak siła miłości zwyciężała złe czary - jeśli wybranek żenił się z huldrą w kościele, jej ogon odpadał, a z tego związku rodziły się zwyczajne dzieci. (źródło: wikipedia)

★★★★★