wtorek, 27 grudnia 2011

La Casa Muda



 Przyznam szczerze, że zapowiedź bardzo mnie zaciekawiła. Argentyński horror, na podstawie prawdziwych wydarzeń, kręcony jednym ciągiem - bez cięć. Kamerą, która udaje, że jest w centrum wydarzeń. Ci, którzy uwielbiają "Blair Witch Project", czy "[REC]" na pewno obejrzą "La Casa Muda". A, że należę do tej grupy, to przejść obojętnie obok tego, po prostu nie mogłem. 
 Fabuła również jest oryginalna: ojciec z córką muszą wyremontować dom znajomego. Zanim jednak zabiorą się do pracy, postanawiają tam przenocować. Po chwili Laura słyszy dziwne odgłosy. 
 Mimo, że na początku naprawdę nic się nie dzieje - film trzyma nas w napięciu. Cisza buduje napięcie, ścieżka dialogowa została ograniczona do minimum i króluje półmrok. Po ok. 15 minutach filmu, dochodzimy do momentu skoncentrowanego strachu. Bo wiadomo, to najstraszniejsze czego nie widać. A gdy na dodatek szuka tego bezbronna wystraszona dziewczyna, w ciemnym starym domu - efekt jest murowany. Ten film mogła tylko zepsuć fabuła, bo realizacja jest na naprawdę wysokim poziomie. I niestety tak się stało. Twórcy dają nam odpowiedź, co straszy. Nie wiem, czy to był dobry pomysł. Bo gdyby nie podali nam jasnej odpowiedzi, byłaby otwarta droga aby nakręcić część drugą. Ale odpowiedź jest tak pokręcona, że obejrzawszy film 2 razy - nadal do końca nie wiem, kto jest kim i o co tu chodzi. Bo niby Laurę obserwujemy w teraźniejszym czasie i śledzimy każdy jej krok w "real time", by za chwilkę usłyszeć od niej: zrobiłam coś, czego nie widziałeś. No normalnie jazda bez trzymanki. Pojawiają się również duchy, następne pytanie - czy Laura jest duchem? Ktoś próbuje nam robić wodę z mózgu. A musimy pamiętać, że film nagrywany jest 'real time' i to, co widzimy, powinno na 100% mieć miejsce. Po seansie nie wiemy, kto tu jest winny, kto straszy? 
 Czy wystraszony całkowicie człowiek szuka źródła strachu, czy chce jak najszybciej uciec? Wg twórców, problem trzeba zbadać, a nie uciekać - kolejny absurd.  
 Film do samego końca wgniata w fotel, ale od połowy nie mamy totalnie pojęcia co tu się dzieje. Realizacja mistrzowska, ale fabuła niezrozumiała. Twórcy chwalą się nagrywaniem jednym ciągiem - ale jest mnóstwo momentów, gdzie ekipa może zrobić sobie przerwę i cięcie. Chociaż widz i tak tego nie zauważy. Ale pomysł bardzo dobry i niesamowicie innowacyjny. Ale dobry pomysł to za mało. To mógł być hit, gdyby nie zagadki których nie można rozwiązać.

★★★★★

sobota, 5 listopada 2011

Przybysz



 Zawsze ciekawie wypada połączenie horroru ze sci-fi... przynajmniej dla mnie. Większość takich produkcji dobrze zostało przyjętych, np. seria Obcy, czy Ukryty Wymiar. To są przykłady, jak powinno się zrealizować taką produkcję. Film Przybysz, widzowie mogli ujrzeć już w sierpniu 1997 roku - na miesiąc przed premierą wyżej wspomnianego Ukrytego Wymiaru. Może i dobrze, że zachowana została taka kolejność.. inaczej nikt nie chciałby tego oglądać.
 Jakie są stałe elementy składowe? Statek kosmiczny, kosmos, obce formy życia, profesorowie, broń. W Przybyszu te elementy są, ale nie oznacza to, że tyle wystarczy. Fabuła prezentuje się następująco: (Filmweb) "Chcąc poszerzyć wiadomości o najbliższej Ziemi planetach, człowiek wysłał do nich wiele bezzałogowych statków badawczych. Po przekazaniu informacji na temat atmosfery, gleby i ewentualnych formach życia, nie miały już wracać na Ziemię. Ale jedna z sond wysłana na Marsa - Wiking, wróciła... Podczas przeprowadzania ekspertyzy pojazdu przez dr. Montgomeriego (Cotter Smith) i dr Scott (Deirdre O'Connell) część Wikinga eksploduje. Z dymu wyłania się postać obcego, który wykorzystując zamieszanie, ucieka. Wezwane na pomoc oddziały wojska mają za zadanie odszukać i zlikwidować stwora."
 A jak prezentuję się to w filmie? Początek to koszmarnie długa czołówka z napisami, gdzie wydaje nam się, że oglądamy koniec a nie początek. Po kilku minutach oglądania, nasuwają nam się pierwsze wnioski: nakręcony na bardzo słabej taśmie, widać braki w budżecie.  Sama sonda kosmiczna tak tandetnie jest skonstruowana, iż odnosimy wrażenie, że sama zaraz się rozpadnie. A cała baza laboratoryjna, gdzie toczy się jakieś 95% filmu, to kilka korytarzy, dwóch doktorów i kilkoro żołnierzy (nastolatków). 
 Twórcy bardzo chcieli, pokazać jakiekolwiek napięcie w filmie, emocje. Niestety, ten twór jest tak sztuczny, że ani na chwilę nas nie zaskakuje... a co dopiero mówić, o jakimś napięciu. Największy minus, króry maksymalnie zaniża ogólne wrażenie, to efekty specjalne. Takiej kpiny dawno nie widziałem. Już w (kultowym ;p) Power Rangers były lepsze efekty. A przyypomnijmy, że film miał premierę w 1997 roku, gdzie widzowie widzieli już takie produkcje, jak chociażby Park Jurajski. Już wolałbym zobaczyć ten film bez tych pseudoefektów. A największa zaleta? Model stwora. Naprawdę duży szacunek dla twórców za obcego i całą otoczkę. Tzn - pajęczyny, poszczególne elementy ciała, twarz. Model jest niesamowicie realistyczny i mamy wrażenie, że ta istota żyje i istnieje naprawdę.
 Tak więc Przybysz to film słaby, z beznadziejnymi efektami specjalnymi, ale chyba z najlepszym modelem obcego. Ogólnie nie ma tu krzty zaciekawienia, a przecież nie chcemy oglądać przez godzinę czasu dialogów między załogą, chcemy akcji...  i tak jak w czasach Nerona - chcemy igrzysk!

★★★
* nie znalazłem traileru dla tego filmu

sobota, 24 września 2011

Ludzka stonoga



 Tytuł jest naprawdę niezły i pierwszy rzuca nam się w oczy. Sądzę, że każdą osobę zaciekawi taki tytuł, jak „Ludzka stonoga”. Dosyć trudno, można sobie coś takiego wyobrazić w rzeczywistości, dlatego tak wzbudza naszą ciekawość. Również piękna okładka, na której jest dopisek, że wydarzenia są zgodne w 100% z wiedzą medyczną oraz informacja, że mamy do czynienia dopiero z częścią pierwszą -jeszcze bardziej pogłębiają zaciekawienie. Okładka i tytuł zrobiły swoje - film nie przeszedł bez echa. Twór Tom’a Six’a obejrzało mnóstwo ludzi. Pierwsze wrażenie jest pozytywne, ale dla większości widzów, dalsza część jest już gorsza. Ponad 4 tysiące internautów wystawiło średnią ocenę 3,2/10 (Filmweb). Ja jestem w mniejszości, bo mimo, że pierwsze wrażenie jest bardzo dobre, to dalsza część również… o ile nie lepsza.
 Ale o czym jest rzecz? Filmweb: "Dwie amerykańskie dziewczyny podróżują po Europie. W Niemczech psuje im się samochód. Szukając pomocy trafiają na wolno stojący dom. Następnego ranka budzą się w piwnicy, w której znajduje się również pewien Japończyk. Okazuje się, że uwięził ich stary niemiecki chirurg, który specjalizował się kiedyś w rozdzielaniu bliźniąt syjamskich. Postanawia on, jako pierwszy na świecie, połączyć ze sobą troje ludzi tak, aby stworzyli jeden układ pokarmowy."
 I jak sobie postanowił, to tak zrobi. Dla większości sam opis, tego filmu jest odrażający. Ja widziałem w filmach takie rzeczy, że naprawdę ciężko mnie czymś zaskoczyć. Więc stworzenie stonogi z ludzi, nie zrobiło na mnie większego wrażenia.
 Na pewno nie mamy do czynienia z filmem słabym, czy niskobudżetowym. Sądzę, że niska ocena jest odzwierciedleniem tematu filmu, dla niektórych jest on po prostu zbyt skandaliczny i szokujący. A jak z resztą? Na mnie duże wrażenie zrobiła jedna z pierwszych scen. Dwóm dziewczynom, zepsuło się auto w środku lasu. Podjeźdza jakiś Niemiec. One mają nadzieję, że im pomoże. On ma inne zamiary. Bariera językowa, jest tak duża, że widzimy tak jakby dwie różne strony oraz zauważamy zagrożenie. Po jakimś czasie, jednak znajdują znaczenie słów i wtedy następuje kulminacja strachu. Podobnych scenek, mamy w filmie całe mnóstwo.
 Postać Dr. Heitera, grana przez Dietera Lasera jest nieco przerysowana, ale nie przeszkadza to, tak bardzo w odbiorze. Postać przez to jest bardzo wyrazista. Napawa nas prawdziwym strachem i chyba większym obrzydzeniem od nawet tytułowej istoty. Film jest nieco surowy, jak to ujmę – ograniczona ilość aktorów, chłodne otoczenie i scenografia. Różne wątki trzymają nas przy ekranie: kim jest doktor; czy dojdzie do operacji; jak wygląda takie życie; czy można uciec; czy policja o wszystkim się dowie; czy przeżyjemy? I to ciągłe napięcie - czyli najmocniejszy punkt tej produkcji.  
 A końcówka? Idealnie zostawia pole manewru do części drugiej… z chęcią zobaczę, czym nas zaskoczy T. Six. A zapowiada się naprawdę wspaniale... ale o tym innym razem.

★★★★★★★★

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Noc żywych trupów 3D


 "Zupełnie nowy wymiar klasyki horroru" - te słowa możemy ujrzeć na okładce "Nocy żywych trupów 3D". Fakt, jest to nowa wersja, ale nie spodziewałem się niczego odkrywczego. Jest to po prostu remake filmu G. Romero. Fabuła jest banalna: grupka zamkniętych w domu ludzi, musi obronić się przed hordą bestii. Również sam tytuł z dopiskiem "3D" źle mi się kojarzy... ogólnie wszystkie filmy, gdzie w tytule jest "3D", odbieram jako tanią zagrywkę marketingową (niestety skuteczną). Wyobraźmy sobie tytuł: "Skazani na Shawshank 3D" - brzmi nieco dziwnie.
 Sam trójwymiar w "Nocy żywych trupów" jest wręcz niezauważalny - kilka scen, gdzie widzimy ten efekt... mało. Przede wszystkim scena ukazana na okładce. A jak wypadają aktorzy? Beznadziejnie! Niektórzy z nich grali epizody w takich filmach, jak: "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" czy "Frost/Nixon". W tym "koszmarku 3D", wszyscy grają wyjątkowo równo, czyli - bardzo źle. Zachowania i kwestie są tak nienaturalne, że raczej nie było dubli ;) Z tego grona na pewno należy wyróżnić Sid'a Haig'a, który gra Gerald'a Tovar'a. Jako jedyny, traktuje to całe przedsięwzięcie profesjonalnie i stara się, przekazać naturalność w filmie. Jego gra nie powoduje żadnych negatywnych odruchów (nie dziwię się, że akurat on jest pokazany jako główna postać na okładce). Zombie w filmie to również porażka. Może i charakteryzacja wykonana jest poprawnie, ale stwory są tutaj niesamowicie leniwe. Ucieczka przed tymi istotami, nikomu nie sprawiłaby problemów.
 Właściwie, to nie wiem, co można pozytywnego znaleźć w tym filmie... może to, że wszystko w miarę, trzyma się tu kupy i jest w miarę logiczne (wydarzenia). Bo napewno nie hucznie reklamowane "3D" (wykonane w starej technologii), nie gra aktorska (której brak), czy ciekawa historia (już to widzieliśmy).
 Na koniec przedstawię komentarz jednego z widzów... sądzę, że idealnie podsumowuje ten film: "Ten film w wersji trójwymiarowej to jak kupa owinięta w złoty papierek. Niskobudżetowy horror klasy "C". Fabuła na poziomie amatorskich dreszczowców z lat 60-tych ubiegłego wieku. Aktorstwo niczym na filmikach ściąganych z Youtube'a. Dekoracje wyciągnięte z lamusa jakiegoś tandetnego teatru. Dialogi na poziomie pornoli. Reżyseria w stylu Uwe Bolla. Ogólnie rzecz biorąc straszna kiszka."

★★★★

niedziela, 21 sierpnia 2011

Wywiad z wampirem


 Ostatnimi czasy, wampiry, jeśli chodzi o film przeżywają swoje drugie życie... chociaż biorąc pod uwagę pojęcie - jest to całkowicie błędne stwierdzenie.  Bardziej ująłbym to tak, że ostatnio są bardziej widoczne w kinowym repertuarze. Mimo, że najnudniejsze postaci w horrorach dla mnie to: wilkołaki oraz ww. wampiry, obejrzałem skuszony dosyć pochlebnymi recenzjami film "Wywiad z wampirem".
 Głównym wydarzeniem, jest tytułowy wywiad z napotkaną przypadkowo postacią, która okazuje się być wampirem. Tło stanowi opowieść, w której cofamy się nawet kilka wieków wstecz i poznajemy losy wampira. Tło jest najważniejszą składową obrazu, tak samo jak w rzeczywistości, oglądając wywiady - bardziej skupiamy się na treści niż na realizacji.
 Bardzo fajnie moim zdaniem wypadły same wampiry. Są to po prostu istoty, które trawi jakby nie mówić jakiś rodzaj choroby. Bardzo ciekawe było również stwierdzenie, że dałem ci wybór... nieco ironiczne - bo wyborem tutaj jest umrzeć jak człowiek, czy żyć jako wampir. Ale wampir nie ma łatwo, prócz oczywistej nadwrażliwości na światło musi się borykać z wieloma problemami. Również tymi natury ludzkiej - wyrzuty sumienia. 
 I właściwie, chyba tyle dobrego można o tym filmie napisać. Całość jest nudna, niczym oglądanie telezakupów. Nie ma ani krzty zmiany napięcia, ewentualnie zwrotu akcji. To jest po prostu opowieść o długim życiu, w którym są całkiem inne problemy niż u ludzi. Przez moment (scena w podziemnej siedzibie wampirów) film wraca na dobrą ścieżkę. Widzimy napięcie, emocje, walkę. Później tylko czekamy, jak to wszystko się zakończy. I część osób na pewno się rozczaruje. Bo zamiast głębokiego, skłaniającego do refleksji podsumowania... dostajemy uproszczony i tandetny koniec.

★★★★★

poniedziałek, 25 lipca 2011

Naznaczony


 "Naznaczonego" obejrzałem, bo jakże mógłbym przejść obok tak niesamowicie rozreklamowanego filmu. Wziąłem również pod uwagę fakt, że film osiągnął niesamowity sukces w Stanach Zjednoczonych. Obraz otwiera dosyć nudna i długa czołówka, ale po tym jak ją już przejrzymy, zagłębimy się w historię, która mimo że znana - nadal bawi. A mianowicie: młode małżeństwo postanawia zamieszkać w wymarzonym od dawna domu. Ale po jakimś czasie dochodzą do wniosku, że dom jest nawiedzony. Niestety - mylą się. Nie dom jest nawiedzony, a jeden  z członków rodziny.
 "Naznaczony" nie jest filmem odkrywczym, wpisuje się natomiast w całą serię filmów z ostatnich lat. Tzn. bardzo łatwo wyczuwamy, że twórcy chcą stawiać na realizm i pokazują nam typowe sytuacje. Z początku wręcz nudne. Na myśl od razu nam się nasuwa skojarzenie z chociażby "Paranormal Activity". Ale później wręcz płynnie przechodzi do sedna, czyli najważniejszych wydarzeń, które już mają inny klimat i swój urok. Machina, tak jakby się rozpędza i nie zatrzymuje się do końca. Scenariusz jest niesamowicie oryginalny - weźmy np. postać Daltona - z początku sądzimy, że to on będzie grał główną rolę. Nic bardziej mylnego - Dalton, przez większość filmu jest w śpiączce. Mimo, że wszystko kręci się właściwie wokół jego osoby, on jakby jest nieobecny. To duży plus. Bo James Wan, wlał dużo świeżego powiewu, do tej nieco oklepanej historii. Niesamowicie płynnie w pewnym momencie film przechodzi z realistycznego zapisu rodziny, na kolorową baśń. W świat, nierealny i odległy. Widz, ma wrażenie że nadal tkwi w tym prawdziwym świecie, a on mimo, że ciekawy to okazuje się niesamowicie niebezpieczny. Niebezpieczny i równocześnie straszny, bo wydarzenia, które ujrzymy na pewno nie są normalne. Dla mnie największe wrażenie zrobiła sekwencja, gdzie pokazano istotę z innego wymiaru, ostrzącą swe pazury. Piękne kolorki, do tego wesoła muzyczka - zupełnie jakbym oglądał całkiem inny film! Do tego na uznanie zasługuje, chyba najlepsza wizja innego wymiaru - niczym senny koszmar.
 James Wan przewidział, że końcówka byłaby zbyt nudna - dlatego wprowadził małe urozmaicenie... a dzięki temu otworzył sobie idealnie drogę, do stworzenia drugiej części. Na którą, na pewno warto czekać.

★★★★★★★★

piątek, 15 lipca 2011

Wioska przeklętych



51 lat temu powstał pierwszy film, na podstawie książki John'a Wyndhama'a - "Kukułcze jaja z Midwich". Muszę przyznać, że ten tytuł jest idealnie dobrany i znacznie lepszy niż, nudne "Wioska przeklętych". Taki tytuł nadał swojemu filmowi John Carpenter. Prócz tytułu (który jest taki sam, jak przy produkcji z 1960 roku), mamy również całą masę podobieństw. Najlepsze momenty, które zobaczymy i pomysły, zostały wykorzystane już wcześniej. A część elementów jest lepsza w starszej produkcji... np. "kosmiczne dzieci" (jak je nazwę), są ciekawsze w debiucie filmowym. Ale mimo wszystko, "Wioska przeklętych" to klasyk, których chyba każdy miał kiedyś okazję zobaczyć. Zrobić dobry remake - też trzeba umieć, a jeśli dorzucimy do tego gwiazdorską obsadę - musi wyjść z tego hit. 

OCENA:
7

piątek, 8 lipca 2011

Antychryst



Film na pewno się wyróżnia. Bedąc np. w wypożyczalni, bez problemu znajdziemy "Antychrysta". Czarna, klimatyczna okładka, na której nie ma żadnych rzeczowych informacji, a jedynie same symboliczne hasła - to skłania do zastanowienia się nad tym filmem. Czy obrazowy trailer, po którym nie mamy pojęcia, jak sklasyfikować ten obraz... czyli, trzeba go obejrzeć. Po chwili, od włączenia, poznajemy przybliżony schemat: żona, poprzez nieszczęśliwy wypadek wpada w ciężko chorobę, jej mąż - lekarz, stara się jej pomóc, stosując autorską metodę leczenia. Von Trier niektórych tym filmem szokuje, mi się to podoba - bo nie ma tu praktycznie żadnych ograniczeń, barier... i powstał film niesamowicie oryginalny, bez zbędnych dodatków. Ale kim jest Antychryst? Czy to mężczyzna, który nie stosuje tradycyjnych metod leczenia, przez co cierpi druga osoba. Czy to kobieta, która torturuje swojego opiekuna? A może jest ktoś jeszcze? Myślę, że wszystkie elementy - tzn. istoty żywe, jak i elementy świata matwego - są tu pokazane jako złe ( ciężko jest pokazać ten efekt ). Czyli każdy tu działa, przeciw każdemu. Ale piękne zdjęcia - łagodzą ton filmu. Zagłebiają nas coraz bardziej, w ten trudny do odbioru świat, gdzie zło jest na każdym kroku - tylko my go nie dostrzegamy.

OCENA:
4

niedziela, 26 czerwca 2011

Potwór na zamku



Oglądając ten film, miałem wrażenie jakbym oglądał produkcję dużo starszą. Słabej jakości taśma, ograniczone efekty specjalne - to na pewno nie napawa optymizmem. Ale udało się bez tego stworzyć naprawdę wciągającą produkcję. Praktycznie od samego początku wyczuwamy, dziwny niepokojący klimat, który utrzymuje się do końca. Pogłębia to ciemna, wręcz wilgotna stylistyka, oraz przeniesienie akcji do Włoch. Amerykanie, którzy sami mają problemy rodzinne... w obcym państwie - są jakby dodatkowo odizolowani i zagubieni. A do tego pojawia się istota... która nastręcza dodatkowych problemów. Nie najważniejsze jest tu, co się dzieje... a co myślą postaci. Bo trudnych wyborów moralnych jest tu dużo. 


PLUSY:
- równy, gęsty klimat przez cały film

MINUSY:
- "gibkość i siła" - jak na kogoś, kto żyje w lochu torturowany przez prawie 40 lat
- klasa B
- brakuje narratora, który ładnie by wszystko na koniec spuentował

OCENA:
7

poniedziałek, 20 czerwca 2011

W sieci zła


Gregory Hoblit postanowił zrobić swoją wersję Harry'ego Angel'a. Uwspółcześniona z bardziej skomplikowanym rozwojem wydarzeń. Podobieństw jest całe mnóstwo, ale jedna różnica bardzo mi się spodobała - ilość bohaterów. Tutaj przypadkowe osoby grają główną rolę! Bo diabła, jako istoty pozacielesnej nie widzimy (ale za to możemy zobaczyć, co on widzi). Ta układanka ma więcej elementów, ale łatwiej ją rozwiązujemy. Wręcz całość mamy ułożoną od razu... ja wolę jednak coś długo rozgryzać. Kilka momentów jest naprawdę pięknych... szczególnie te, gdzie skupiono się na najważniejszych wartościach w życiu. A końcówka... każdy z widzów myśli o ludzkiej istocie... a tu takie zaskoczenie.


PLUSY:
- idealnie pokazana beznadziejność sytuacji
- życiowy

MINUSY:
- kręcony na taśmie, która mi bardzo nie odpowiada (większość filmów z lat 90tych)
- demon w ciele jest zbyt charakterystyczny - od razu poznajemy gdzie jest

OCENA:
8

sobota, 18 czerwca 2011

Still Life



 Bardzo chętnie zobaczyłbym pełnometrażowy film na podstawie wyżej pokazanego materiału. Jako filmik krótkometrażowy jest "ok", ale aż się prosi o dłuższą wersję. Miejmy nadzieję, że kiedyś wyjdzie.


PLUSY:
- realizacja
- trzyma w napięciu

MINUSY:
-

OCENA:
6

The Shrine



 Wreszcie jest! Chyba pierwszy horror, który w tak dużym stopniu przybliża widzom obraz Polski. Bardzo dużo kwestii jest mówione w naszym ojczystym języku. Ale... jak jest w rzeczywistości? Kanadyjski reżyser, chyba nigdy nie był w kraju nad Wisłą. Polska (cała Europa Środkowa) jest pokazana jako kraina tajemnicza, jakby jeszcze nieodkryta. Po przybyciu dziennikarzy, widzą oni całkiem co innego, czego moglibyśmy się spodziewać. Zamiast typowej polskiej wsi, widzimy jakąś wymarłą osadę. Gdzie ludzie to tajemniczy dziwacy. Poczułem się, jakbym cofnął się kilka wieków wstecz! Pomysł na fabułę - nie jest zły. Ale brakuje dobrego rozwinięcia. Po prostu brakło pomysłów... może o tym świadczyć wykorzystanie fajnych elementów z innych horrorów. Czyli tzw. zrzynka, z tego, co było wcześniej (podobnie jak w "House" (2008)). Nawet całkiem niezła końcówka, nie dźwiga tego filmu.

PLUSY:
- scena ucieczki przez las
- niezła końcówka
- wreszcie horror, z akcją osadzoną w Polsce i o Polakach
- figura we mgle

MINUSY:
- Polska w tym filmie to kraj zaściankowy
- kwestie mówione po polsku, są niezrozumiałe i nienaturalne
- budżetówka

OCENA:
4

wtorek, 14 czerwca 2011

May



 Świat atakują kosmici... echh, to nie ten film... chociaż...


 Pierwsze słowo, które narzuca nam się po obejrzeniu, to: freaky. Wszystkie postaci, które widzimy nie są normalne... znaczy się typowe. Nie ma tu jakiejś dziewczyny, czy jakiegoś chłopaka - jest wariatka i facet dziwak. Postaci drugoplanowe też nie są zwyczajne :D Dodajmy również to, że reżyser bardzo (za bardzo?) podkreśla tą inność. Miało to wprowadzić efekt taki, że film będzie inny, świeży. A jak jest? Totalnie, nie odczuwamy żadnych emocji odnośnie zachowań bohaterów - bo przecież, to nie my. Tak jakbyśmy oglądali kosmitów ... nieee - przecież kosmici są ciekawi ;p Inaczej: było mi całkowicie obojętne, co dalej stanie się na ekranie. To nie jest przelukrowana, kolejna historyjka miłosna. To jest maksymalnie dziwne lovestory. 


PLUSY:
- poczta głosowa Adama
- zestreczowany, zmrożony kociak xD

MINUSY:
- zabójczy strzał popielniczką
- May, zarzyna wręcz perfekcyjnie - nikt nie odważy się jej podskoczyć
- słaby tytuł... lepszy byłby np. "Krawcowa".... albo jeszcze lepsze: "Jednooka krawcowa" xD
- właściwie po co jest ten film?

OCENA:
3

czwartek, 2 czerwca 2011

Tamara



Pierwsze co nasunęło mi się na myśl po obejrzeniu, to podobieństwo do serialu "Czarodziejki". Podobna tematyka, tylko że brak tego humoru - który, przesądzał o sukcesie tej młodzieżowej produkcji. "Tamara" to film, który wzbudza dosyć duże emocje, ale są to emocje spowodowane niesamowicie idiotycznymi zachowaniami. Również efekty specjalne, bardziej przypominają te z budżetowego serialu, niż z ambitnych filmów. Ale historie miłosne - zawsze się dobrze sprzedają. Jakbyś się zachował, gdybyś kogoś zabił lub zobaczył... sic!... martwą osobę? Postaci z tego filmu, są tak 'wylajtowani' że przyjmują wszystko to 'na klatę'. Albo czarowanie za pomocą dotyku policzka - takie coś, mnie nie przekonuje.


PLUSY:
- ucinanie języka
- trzyma w napięciu

MINUSY:
- płytki
- efekty
- aktorstwo

OCENA:
4

wtorek, 31 maja 2011

The Horribly Slow Murderer with the Extremely Inefficient Weapon




Miałem opisać ten film 1 kwietnia... ale kwiecień minął. A nie chciało mi się czekać do roku 2012 :D Kręcony przez 12 lat, 9 godzinny film z niesamowicie egzotycznym narzędziem zbrodni - czyli, .......  eehh, zobaczcie sami. A tak naprawdę, film trwa 10 minut i całość jest zamieszczona wyżej. Na oficjalnym kanale Richard'a Gale'a znajdziemy kontynuację (walka na te same bronie ;P), czy interaktywną gierkę - możliwość pokierowania losami Jack'a Cucchiaio.


PLUSY:
- "ginosadżi" ;D
- narrator
- piękna scena z ręczną pilarką

MINUSY:
- wyśmiewanie się z gatunku... albo z widzów :(
- again, again, again......

OCENA:
5

niedziela, 22 maja 2011

Dom na Przeklętym Wzgórzu



 Absolutnie tego się nie spodziewałem! Od samego początku film zabiera nas w dziwny i pokręcony świat zjawisk, których normalnymi nikt by nie nazwał. Tu nie ma czasu na zbędne elementy - każda minuta jest ważna. Nie poznajemy dokładnie każdej osoby, nie ma delikatnego wprowadzenia w fabułę. Zabawa zaczyna się od samego początku - czyli czołówki. Od czasu obejrzenia Casino Royale (http://bit.ly/lggy7k), ta z "Domu" zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Później retrospekcja - chyba najlepsza część filmu. Najciekawsze jest chyba jednak to, że to co widzimy nie zawsze jest prawdą. Np. ożywają ludzie, którzy (zgodnie z logiką) powinni być martwi. Sądzę, że większość wydarzeń z filmu opiera się tu na oszustwie. Schemat jest banalny - zamknięte osoby w domu, muszą się z niego wydostać. Ale realizacja - mistrzowska. Po prostu - jest to klasyczny horror, ze wszystkimi charakterystycznymi dla tego gatunku elementami. 

PLUSY:
- czołówka
- obsada
- zdjęcia
- scenografia
- kiczowatość (akurat tutaj mi się podobała)
- wesołe miasteczko :D

MINUSY:
- czasami za bardzo efekciarski
- cover Eurythmics
- zbyt nachalne reklamy marek

OCENA:
9

środa, 18 maja 2011

Egzorcyzmy Emily Rose



Jennifer Carpenter - gra w filmie tytułową rolę, ale jest to tylko rola drugoplanowa. Mimo to, udało jej się zaciekawić widza - tak, że ona jest gwiazdą w tym filmie. I nie chodzi tylko o to, że wszystko kręci się wokół niej. Jej gra, jest po prostu świetna. Byłem bardzo ciekaw wykorzystania motywu z taśmą magnetofonową... pamiętam choćby "Szósty zmysł" - gdzie ten rekwizyt wprowadził nieco smaku w fabułę. W tym filmie, zostało to wszystko praktycznie pominięte. Był to tylko, kolejny dowód w sprawie. Obraz jest (prawie) bezbłędny, ale i także nie wychodzi poza standard. 

PLUSY:
- wciąga

MINUSY:
- to jest tylko "kalka" prawdziwych wydarzeń


OCENA:
7

niedziela, 8 maja 2011

Czekam...

 Czekam i właściwie nie wiem, ile jeszcze będę musiał? Bo jak twierdzi Jon Knautz (twórca) - szczegółów brak :/ Chodzi oczywiście o to, kiedy będziemy mogli zobaczyć film "The Shrine". Niżej trailer:


 Nieliczne grono szczęśliwców - już mogło zobaczyć ten obraz. Dostępne recenzje świadczą, że jest to film warty uwagi (http://www.imdb.com/title/tt1341710/usercomments). Dlatego dziwię się w czym właściwie jest problem? Smaczku nadaje również fakt, że akcja filmu dzieje się w Polsce! Małej polskiej wiosce! Mam nadzieję, że w roku 2011 - wreszcie trafi ten obraz do szerszej widowni. Podobne problemy miał film "Istota" - szkoda, że widza traktuje się w ten sposób :(

poniedziałek, 2 maja 2011

Turistas



Jeśli planujesz w najbliższym czasie wakacje i niedawno oglądałeś film "Tron: Dziedzictwo", to polecam sięgnąć po "Turistas". Wakacyjna przygoda na ekranie przybiera niecodzienny obrót i mimo, że praktycznie zaskoczenia nie ma żadnego - to przyciąga uwagę. Przede wszystkim, ze względu na piękno Brazylii - nie przypuszczałem, że ten kraj może być tak piękny. Oglądając początek "Turistas" chcemy zamienić się z głównymi bohaterami - bo to praktycznie raj na Ziemii. Widza mogą nieco drażnić zdjęcia kręcone pod wodą - w moim mniemaniu, jest ich zdecydowanie za dużo. Końcówka jest również niezła - pewien turysta kłóci się o środek transportu. Filmowy Alex doradza mu, aby skorzystał z samolotu. Tym turystą jest sam reżyser. Ta scenka dała temu filmowi realizmu... i pokazała, że każdy z nas może znaleźć się w podobnej sytuacji.

PLUSY:
- krajobrazy
- muzyka


MINUSY:
- nie straszy

- nic nowego nie wnosi

OCENA:
6

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Diabeł





 Tytuł "Diabeł" - może nie jest oryginalny, ale na pewno zwraca uwagę. Taki tytuł jak "Winda" - został już dwukrotnie wykorzystany w identycznie gatunkowych produkcjach - tak więc należało wymyślić coś nowego. Ale, tytuł nie jest najważniejszy - przejdźmy do samego filmu. Pierwsze, co rzuca nam się w oczy - to religijne (czuć komerchę) przesłanie. Dla mnie był to dosyć męczący zabieg - można by się przecież też świetnie bawić bez tych dodatków. Duży plus, za błyskawiczne wprowadzenie nas w to, co najważniejsze - czyli windę. Już po chwili dostajemy obraz zamkniętych w klatce piątki osób. I najważniejsze pytanie, które sobie zadajemy: kto jest tym złym? I tu niestety, ale jesteśmy oszukani (diabeł nas oszukał :D). Bo, tak naprawdę osoby odpowiedzialnej za zbrodnie dokonane w windzie już nie ma. Całość bazuje na dosyć prostych, ale jakże efektownych sztuczkach. Brak światła, krzyki, po chwili światło wraca, ale sytaucja nieco sie zmienia. Jedyny zgrzyt, to niestety ale koniec - dziwnie to wyszło, tak jakoś za grzecznie.

PLUSY:
- przez większość czasu, miejsce akcji to winda

MINUSY:
- dziwne sytuacje

- końcówka, to nie najmocniejszy punkt filmu

OCENA:
6

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Nieproszeni goście




Dobrze, że j. polski nie jest taki jak j. angielski. Tam wyrażenia takie jak np. "Umyj ręce" i "Umyjcie ręce" brzmią jednakowo. Dopiero, gdy widzimy ilość osób możemy dopasować prawidłową wersję. Dałem się na to nabrać... a właściwie tłumacz napisów. Mam właśnie dylemat, jak powinien przetłumaczyć takie kwestie? Najbezpieczniej będzie jednak oglądać "Nieproszonych gości" w oryginale (bez lektora, bez napisów). Wtedy, w 100% procentach dojrzymy, czym reżyser chciał nas zaskoczyć. Fajnie, że remake dosyć dużo różni się od wersji koreańskiej. Jako horror to jest cieniutko, ale ciekawy thriller - to jak najbardziej.

PLUSY:
- koniec
- Emily Browning

MINUSY:
- scenki charakterystyczne dla horrorów są wg mnie niepotrzebne


OCENA:
8

niedziela, 10 kwietnia 2011

Powrót żywych trupów





Razi w tym filmie sztuczność wypowiadanych kwestii przez aktorów. Prawdopodobnie miało to wywołać efekt komiczny. Mimo, że humor ukazany w tym filmie totalnie do mnie nie dociera, to mimo wszytko ten horrorek ogląda się bardzo przyjemnie. Nie można oderwać oczu od wydarzeń przedstawionych na ekranie - a to jest przecież najważniejsze.

p.s. Zawsze podoba mi się we wszystkich filmach z serii "żywych trupów" zabijanie deskami okien. Nagle dziwnym trafem, mają tego materiału pod dostatkiem. Jakby akcja działa się w jakiejś stolarnii. Gwoździe i młotek też zawsze się znajdą :)  

PLUSY:
- koniec bez happy end'u
- naga Linnea Quigley
- akcja

MINUSY:
- kicz


OCENA:
7

sobota, 9 kwietnia 2011

Stygmaty



Naprawdę wielki film. Najciekawszą charakterystyczną cechą jest jakby ukazanie nam samych symboli. To one grają tu główną rolę. Mamy tak jakby zderzenie ze sobą nowoczesnego młodzieżowego świata z chłodnym i tajemniczym obrazem Kościoła (co ciekawe, później te 2 światy ze sobą się zazębiają). Czy pokazanie nam nieco innego wizerunku księdza. Ten film chce do nas przemawiać bardziej niż w sposób tylko obrazkowy. Chce zwrócić uwagę, także na inne elementy, np. zapach. W czasie oglądania wręcz czujemy zapach kwiatów! A zdjęcia i spowolnienia - są wręcz niesamowite.

PLUSY:
- zdjęcia

- montaż
- muzyka
- reżyser ciągnie nas za rękę i pokazuje wszystkie smaczki, które nam przygotował

MINUSY:
- drobne przestoje w fabule


OCENA:
10

niedziela, 3 kwietnia 2011

Jestem legendą



Pamiętam, jakbym oglądał dziś, film "Doomsday". Film niesamowity, ale twórcy przesadzili, a jak wiadomo... jeśli maksymalnie długo coś ulepszasz - to na pewno to zepsujesz. "Jestem Legendą" to podobna bajka. Uwielbiam prowadzenie widza po fabule, krok po kroku - tu tak nie ma. Dosyć dużo rzeczy musimy się domyślić. Pierwszy raz chyba żałowałem, że film już się skończył - bo można by ten obraz fajnie dopracować. Odrzucić opowiadanie i zrobić swoją wersję. Chyba brakło odwagi :/


PLUSY:
- zniszczony NY

- efekty
- jak dobra gra FPS


MINUSY:
- "czytamy" tą "książkę" od środka, od czasu do czasu poznając początek. Koniec, jest taki, jak gdyby zostało nam jeszcze kilka rozdziałów - ale ich już nie poznamy.


OCENA:
5

Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek



Ten film jest dla mnie maksymalnie obojętny. Właściwie obejrzałem ten tytuł w ciemno - po przeczytaniu wielu pochlebnych recenzji. Bardzo chciałem, aby ten obraz był drugim "Dogville" (a właściwie pierwszym, bo Dogville powstanie dopiero 14 lat później), ale niestety tak się nie stało. Mimo, że scenografia jest niesamowicie klimatyczna - to koniec mimo wszystko rozczarowywuje. 


PLUSY:
- scenografia

- klimat

MINUSY:


OCENA:
5

wtorek, 29 marca 2011

RECENZJA

* serial nie zalicza się do gatunku grozy, ale mimo wszystko wrzucę tu tę reckę...




Zagubieni (2004 - 2010) - Puzzle na ekranie
10/10


Był bodajże 2006 rok, gdy przez przypadek zobaczyłem w TV fragment pewnego serialu. Obejrzałem odcinek do końca i postanowiłem już nie wracać do tej produkcji. Stwierdziłem, że jest nudny – (cytuję z pamięci) „Nic w tym serialu się nie dzieje – tylko ganiają się po dżungli!”. Za jakiś czas znowu zobaczyłem kolejny odcinek… nawet pofatygowałem się sprawdzić tytuł. Obejrzałem tylko ostatnie odcinki z drugiego sezonu – ale już wtedy uświadomiłem sobie, że to jest hit!

Dziś, gdy piszę tą recenzję obejrzałem wszystkie odcinki przynajmniej po trzy razy. Trzeba również dodać do tego odcinki dodatkowe, wywiady z twórcami i bonusy dvd. Co musi mieć ten serial, aby tyle czasu na niego przeznaczyć? Yyyy.. musi być idealny.

Ale o czym jest ten serial? Ci, którzy nie widzieli lub oglądali pobieżnie, odpowiedzą: „o katastrofie lotniczej, gdzie grupka ludzi, którzy ocaleli czeka na ratunek. Ale ratunek nie przybywa i muszą nauczyć się żyć na wyspie”. Tak właściwie to mamy opowieść o nas samych. To, co widzimy to życie. Opowiada o ludziach – tak, jak skomplikowany jest człowiek, tak skomplikowany jest ten serial. Ale, czy oglądanie nas samych może być tak ciekawe? Tak, jeśli do tego dodamy mnóstwo emocji. Emocji tak wiarygodnych, że one same nam się udzielają. Mimo, że siedzimy sobie wygodnie w fotelu, to przeżywamy to samo co postaci w tym serialu. Nie byłoby również nic ciekawego, gdyby nie to, że wyspa na której żyją rozbitkowie jest niezwykła. Możemy się o tym przekonać już w (szokującym) pierwszym odcinku – widzimy np. niedźwiedzie polarne, czy łamane drzewa przez tzw. potwora. Wracając do pierwszego, pilotowego odcinka to jest on idealnym pokazaniem istoty Zagubionych. Wszyscy po obejrzeniu tego 1,5h seansu są wręcz zszokowani. To jest wręcz dramatyczny film katastroficzny z elementami fantastyki. Thriller, która smaga nas zza telewizora po twarzy. Ale czy nie tego oczekujemy po produkcjach telewizyjnych? Niestety, ale ten serial jest nie dla wszystkich… może inaczej, jest dosyć trudny w odbiorze. Ja nazwałbym to, jako wielkie telewizyjne puzzle – w czasie oglądania, przez te 6 sezonów je układamy. Po obejrzeniu finałowego odcinka – dostajemy ułożone nasze dzieło. 

W jakim czasie jest umiejscowiony? Katastrofa zdarzyła się 22 września 2004 roku. Ale czas w tym show to pojęcie względne. Cofamy się do czasów początków władzy na wyspie, aż po czas, kiedy już jest po wszystkim. Mamy tak więc czas przeszły (co się działo przed katastrofą, czym zajmowali się bohaterowie itp.), czas teraźniejszy (wydarzenia na wyspie), oraz czas przyszły. Czas w Zagubionych gra wyjątkowo ważną rolę, dlatego twórcy postanowili piąty sezon przeznaczyć właśnie na zmagania z czasem (dosłownie!). Jako przykład może służyć odcinek „Ji Yeon” – oprócz śledzenia fabuły, musimy być w ciągłej gotowości, by wiedzieć które wydarzenia już były, a które się wydarzą. Nie czas, ale inna płaszczyzna występuje w sezonie szóstym. Tzw. Flash sideways – to pokazanie wydarzeń z innej strony. Sądzę, że tym zabiegiem twórcy wprowadzili w zakłopotanie nawet największych znawców serialu! Flash sideaways’y oglądamy do samego końca sezonu, bez grama podpowiedzi, co to właściwie jest. W finale dostajemy odpowiedź… ale mimo wszystko uważam to za zły pomysł. Jak większość ludzi, również ja uważam że sezon 6 był słaby. Ale porównując tylko ten sezon z jakimkolwiek obecnym serialem – to nadal górą są Zagubieni.

Z bardziej innowacyjnych elementów warto wspomnieć o bohaterach. Nie ma jednej, czy dwóch postaci pierwszoplanowej. Tu mamy ich kilkunastu! Przez sześć sezonów ta liczba nie zmienia się, mimo, że dużo osób umiera. Tak, w Zagubionych często się umiera. Sam zastanawiałem czemu tak się dzieje? Ale po obejrzeniu odcinka finałowego stwierdziłem, że musiała być to celowa zagrywka - trochę sztucznie to wypadło. W grze aktorów nie widać żadnej sztuczności. Na pewno z tego grona wyróźnia się Michael Emerson, który wcielił się w rolę Benjamina. Postać niesamowicie skomplikowana – ale poradził sobie wyśmienicie.

Miejsce, gdzie kręcono serial to Hawaje. Nie będę pisał o pięknie tego miejsca, bo wiadomo to od dawna. Dodam tylko, że prawie wszystkie sceny kręcono właśnie tam – nawet, gdy w serialu były to Niemcy czy Tunezja. Zdjęcia tych rajskich wysp dodają uroku, a dopełnia tego niesamowita muzyka skomponowana przez M. Giacchino. Polecam posłuchać.

Wielokrotnie podczas oglądania byłem pod ogromnym wrażeniem, tego co nam twórcy sprezentowali. Zagubieni to na pewno jeden z najlepszych seriali do tej pory. Ciężko będzie stworzyć coś, co przynajmniej zbliży się do tego poziomu. la4

wtorek, 22 marca 2011

Opowieść o dwóch siostrach



Szkoda, ale nie zrozumiałem. Od 3/4 filmu totalnie wszystkie wątki się zmieszały i brakło jednego, prostego wyjaśnienia. Słabo również odróżniam aktorki azjatyckie. W tym filmie np. były: 2 córki, matka i macocha - wszystkie jak dla mnie podobne fizycznie. Pod koniec, niektóre osoby pojawiają się pod różnymi imionami (również podobnymi). Tak więc film zostawił niesamowite we mnie uczucie niedosytu. A oglądać drugi raz film - by go zrozumieć, to dla mnie bezsens. Mam nadzieję, że amerykańska wersja będzie przystępniejsza.


PLUSY:
- zdjęcia
- kilka momentów, że praktycznie podskakujemy ze strachu

MINUSY:
- zawiły
- bardzo surowy


OCENA:
4

sobota, 12 marca 2011

Co kryje prawda



Uwaga: ten film na filmweb'ie ma ocenę: 7,2. Wyreżyserował go R. Zemeckis. Poza tym grają w nim: H. Ford i M. Pfeiffer.Jednym słowem - murowany hit. I co z tego! Dla mnie to były ponad 2-godzinne tortury (oczywiście w filmie żadnych tortur nie było). A komentarze user'ów to jakaś kpina: "Najlepszy z horrorów z dreszczykiem", "Hitchcock byłby dumny", "Genialny!". Co mi się w tym obrazie podobało? Hmmm... zastanówmy się... Nic.

PLUSY:


MINUSY:
- oszukiwanie widzów
- przewidywalny

- zerżnięty z filmów, które wyszły wcześniej
- nudny
- nierealistyczny

OCENA:
3